“Kobieca strona męskiego futbolu” – cykl, w którym wzięłam udział

Jakiś czas temu dostałam zaproszenie do cyklu “Kobieca strona męskiego futbolu”, który rozpoczęła Gosia Ryszkowska, prowadząca bloga Szpilki na trybunach. Wiele osób mnie często pyta, jak zaczęła się moja przygoda z piłką, a ten cykl idealnie odpowiada na to pytanie.

Wklejam tutaj tylko fragment rozmowy. Całość znajdziecie na blogu Gosi, którego zachęcam odwiedzić. Ponadto znajdziecie tam więcej inspirujących artykułów z kobietami, które pokochały piłkę i się w niej zawodowo spełniają.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną?

Z piłką jestem związana od dziecka. Głównie przez to, że w znacznej mierze wychowywałam się z kuzynami. Całe dnie spędzaliśmy na boisku, a raczej łące, gdzie graliśmy w piłkę. Mam też dwóch braci, z którymi często oglądałam mecze w telewizji.

Czy piłka nożna jest tylko zawodem, czy również pasją?

Początkowo pojawiło się zainteresowanie, później ogromna chęć robienia czegoś związanego z piłką zawodowo. Wybrałam więc studia dziennikarskie, na których od początku angażowałam się w pracę na sportowych portalach. Pojawił się m.in. iGol.pl, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Dzięki tej pracy zaczęłam chodzić na pierwsze mecze, robić wywiady etc. Warto też zaznaczyć, że przez długi czas była to praca czysto charytatywna, ale dzięki temu zebrałam cenne doświadczenie i poznałam ludzi ze sportowej branży. Później była praca w redakcjach sportowych w Krakowie i Warszawie. Następnie pojawił się PGE Narodowy, a obecnie również PZPN i Łączy Nas Piłka. Od trzech lat prowadzę też własnego bloga – Jedno Podanie, gdzie dziele się swoimi piłkarskimi podróżami i doświadczeniami.

Czy jesteś ekspertką w dziedzinie futbolu?

Ktoś kiedyś powiedział, że ekspertem się nie rodzi, ale się nim staje. W pełni się pod tym podpisuję. Ja wychodzę z założenia, że człowiek przez całe życie się uczy, a że wobec siebie jestem raczej bardzo krytyczna, to nie odważę się jeszcze nazwać ekspertem w żadnej dziedzinie.

Całą rozmowę znajdziecie TUTAJ.

Tak, jestem kobietą i tak, interesuję się piłką nożną

Muszę przyznać szczerze, że coraz częściej mnie to irytuje. “Naprawdę interesujesz się piłką nożną?”. Nie no tak sobie powiedziałam. I to sprawdzanie… “To wytłumacz, co to jest spalony!”, “To wymień skład Atletico Madryt!” itp. Drodzy przyjaciele (mówię tu zarówno do kobiet, jak i panów), zdarza się płeć piękna, która ogląda piłkę nożną i ją lubi. NAPRAWDĘ!

I nie jestem to tylko ja. I nie robimy tego, dlatego żeby przypodobać się mężczyznom czy zwrócić na siebie uwagę (chociaż podejrzewam, że takie ewenementy też by się znalazły). Zresztą wielu panów świadomości, że kobieta może się z nim sprzeczać na temat piłki nożnej nie znosi i na wstępie zostaję skreślona z listy potencjalnych żon ? Ja ten sport szczerze uwielbiam, a że byłam na tyle zdeterminowana, żeby móc gdzieś wokół tej piłki pracować, to tylko i wyłącznie moja ciężka praca.

Czy wiem o piłce wszystko i uważam się za super hiper eksperta? ZDECYDOWANIE NIE. Czy zdarzały mi się wpadki i pomyłki, których najlepiej wolałabym nie pamiętać? OCZYWIŚCIE, ŻE TAK! Nikt nie jest nieomylny i Wy panowie też nie jesteście ? A to, że nam kobietom się za to bardziej obrywa, to już chyba taki nasz los. Co wcale nie znaczy, że uważam, iż jest to fair.

Piłka nożna – skrzywienie z dzieciństwa

Na boisku się wychowałam. Miałam je zresztą za płotem. Pierwsze wyszkolenie zbierałam od kuzynostwa, wujostwa, kolegów i braci. W piłkę nigdy dobrze nie grałam, ale pisanie o niej podobno nie wychodzi mi najgorzej.

Moje pierwsze boisko. Teraz wujek tam jakieś borówki zasadził czy coś ? Nie ma już kto grać 🙁 Ale koszone jest dalej ? To takie wydeptane tam z tyłu to chyba jeszcze pozostałości po miejscu, gdzie była najbardziej eksploatowana bramka we wsi ? Wydeptane elegancko ?

 

Jak to w życiu bywały też i kryzysy, w których miałam ochotę rzucić to w cholerę i przestać się tym aż tak poważnie interesować (bo moja obowiązki to nie tylko oglądanie meczów). Teraz dojrzałam już na tyle, że świadomie i bez wyrzutów sumienia robię sobie od piłki nożnej przerwy. Kiedyś tak to nie wyglądało…

Przez ostatnie lata bardzo się w tej kwestii zmieniłam i już tak na siebie nie cisnę z tą wiedzą o piłce. Nie boję się pytać, nawet bardzo zarozumiałych kolegów i będę pytać dopóki nie dowiem się tego, czego chcę. Prawdziwą sztuką jest umieć otwarcie powiedzieć, że czegoś się nie wie. Wielu tego nie potrafi i ja też przez długi czas się tego uczyłam.

Kiedyś na pytanie typu, czy wiem, co to spalony, chciałam za wszelką cenę udowodnić swoją wiedzę. IDIOTKA! Teraz już tego nie robię i nigdy więcej nie zrobię, bo za moimi kolegami z pracy jakoś nikt nie lata i nie pyta ich o spalonego! Więc niech odczepią się i ode mnie. 

Pasji nie da się tak łatwo zabić. I chociaż w życiu wiele się zmienia, ja niezależnie od tego czy będę dalej pracować w piłce czy nie, nadal będę kochać ten sport. ❤ I jeździć na meczyki, włączać Primera Division, Ekstraklasę, Ligę Mistrzów, a jak będzie trzeba to nawet kłócić się z przyszłym mężem o pilota i włączenie kopaczy. ?

Teraz już nikt tam nie gra, a jedyna bramka wylądowała gdzieś w kniejach. Barwy na niej nieprzypadkowe. Sandecja Nowy Sącz – wiadomo ? Pamiętam jak ją chłopaki malowali podjarani, że w końcu mamy niedrewnianą bramkę ?

 

Ja sobie nie pozwoliłam i wy też nigdy nie pozwólcie, żeby jakaś durna grupa ludzi próbowała zabić w Was to, co kochacie robić. Niezależnie czy to piłka nożna, boks czy składanie drewnianych modeli samolotów.

A jeśli nie wierzycie, że kobiety lubią piłkę nożną, znają się na niej i potrafią pokazywać ją dobrze, to zajrzyjcie do pań, które na punkcie piłki są niemniej skrzywione niż ja:

PS Foty z domowych zakątków bardzo aktualne, bo byłam tam niedawno ?

Tu kiedyś stała jedna z bramek. To ta gorsza połowa, bo była bardziej w dół ? Zapewne znacie te boiskowe problemy z dzieciństwa ?

A tu moje szkolne boisko. Też zarośnięte kniejami! Dostałam mega bulwersa, jak to zobaczyłam, ale mama mnie uspokoiła, że jest jakieś nowe gdzieś za szkołą czy coś ?

Bramki były za małe do nogi, pod ręczną robione. I tego boiska już nawet – jak widać – nikt nie kosi ?

Jedno podanie, czyli jak to się zaczęło

Mówią, że pierwszy raz zawsze dostarcza najwięcej emocji i coś w tym jest, bo pisząc ten post rozpiera mnie czysta radość i ekscytacja. Miał być blog i jest. Mam nadzieję, że będziecie się nim cieszyć tak samo, jak ja, kiedy publikuję ten pierwszy, historyczny wpis, w którym postaram się wyjaśnić, skąd ja się tutaj w ogóle wzięłam :))
Czytaj dalej Jedno podanie, czyli jak to się zaczęło