Rok kryzysów i odkrywania nowej siebie. Trzy lata z Jednym Podaniem!

Ten tekst napisałam jakieś 2 tygodnie temu i nie sądziłam, że będę musiała go edytować tydzień później z powodu… epidemii koronawirusa. Jak już niektórzy wiedzą, nie robię podsumowań na koniec roku, ale w swoje urodziny. Pierwszy wpis na Jednym Podaniu pojawił się 16 marca – równo 3 lata temu i trochę się przez ten czas w moim życiu pozmieniało. Ostatni rok do najłatwiejszych nie należał. 2020 – ciężko stwierdzić, jaki naprawdę będzie, bo już na samym jego początku zmusił nas do naprawdę WIELU zmian.

Jak już wspomniałam tekst był pisany 2 tygodnie temu, czyli przed ogłoszeniem pandemii na świecie, spowodowanej przez koronawirusa. Miałam planowo zmieniać go całkowicie, ale w moim odczuciu słowa, które pisałam wtedy, teraz nabierają jeszcze większej mocy… Na czerwono zaznaczam fragmenty, które zostały dodane dzień przed wrzuceniem tekstu, czyli 15 marca.

Nie zaryzykujesz, to się nie przekonasz. Albo się sparzysz, albo… pijesz szampana i piszesz bloga ?

Tak pisałam 3 lata temu w swoim pierwszym wpisie na blogu. Sparzyć się jeszcze aż tak bardzo nie sparzyłam, ale solidne kryzysy były…

2019 rok – rok kryzysów

2019 nie był dobry, jeśli chodzi o moją obecność tutaj. Wpisy pojawiały się znacznie rzadziej, a ja sama miałam naprawdę duuuuużo wątpliwości, związanych z moją piłkarską działalnością.

Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas ma chwile zwątpienia. Ja miałam ich w 2019 bardzo dużo. Brakowało motywacji, pojawiły się pierwsze oznaki (chyba) wypalenia ?‍♀ Trudno mi nawet to określić, bo zazwyczaj jestem mega konkretną osobą, a tutaj sama do końca nie wiedziałam, o co mi chodzi.

Z piłką związana jestem od dziecka, później związałam się z nią zawodowo i ogólnie wypełnia ona obecnie 90% mojego życia. W 2019 pierwszy raz poczułam naprawdę mocno, że jest jej ZA DUŻO. Trochę mi to zajęło, ale postanowiłam w związku z tym przeorganizować swoje dotychczasowe życie.

2020 – rok przemian

W 2020 pełną parą stawiam na… siebie. Swoje zdrowie, kontakty z przyjaciółmi, podróże, które tak bardzo kocham i… piłkę, bo bez niej na dłuższą metę i tak żyć nie potrafię. Zrobiłam sobie od niej solidną przerwę i… POMOGŁO! Ostatnie miesiące naprawdę pokazały mi, dlaczego wciąż robię to, co robię.

Koniec jednak z zdecydowanie nadmiernym pracowaniem (mimo, iż to kocham), zamartwianiem się na zapas i próbowaniem wpływać na sytuacje, na które nie mamy wpływu. Życie jest za krótkie, żeby dać się pochłonąć tak przyziemnym sprawom, jakimi jest mimo wszystko praca czy ludzie, którzy sami nie wiedzą, czego chcą od życia i od nas samych. Życie jest tak nieprzewidywalne, że w jednej chwili możesz stracić wszystko, a wtedy pozostaje nam już tylko żałować, że w tej całej bieganinie zapomniało się o tym, co naprawdę ważne.

Akapit wyżej naprawdę był pisany 2 tygodnie temu. Z tymi podróżami w tym roku, to pewnie będę musiała nieco przystopować i już niestety wiem, że część z nich będzie przymusowo odwołana… A nieprzewidywalność życia, o której pisałam, bardziej dobitnie chyba objawić się nie mogła.

Czas więc zabrać się za sprawy, które zawsze są odkładane na później:

  • zdrowie – koniec z brakiem czasu na jedzenie i oddaje się mojej ukochanej salsie + siłka/basen, które też uwielbiam
  • rodzina/przyjaciele – o nich nie zapominam nigdy, ale zdecydowanie częściej powinniśmy się widywać na żywo!
  • podróże – 2020 podróżniczo już prawie cały zaplanowany ?
  • wychodzić więcej do nowych ludzi! – zazwyczaj po pracy się już nie chce ruszyć tyłeczka z kanapy, ale czas to zmienić.

2020 podróżniczo już prawie cały zaplanowany i już będzie musiał być edytowany. Ostatni punkt przemilczę. Mam nadzieję, że szybko będę mogła go znowu realizować.

Salsa na razie zawieszona do odwołania ze względu na szalejącego koronawirusa. ? Siłka i basen niestety też, ale będzie ćwiczone w domu. ?

A i żeby nie było, że 2019 był taki straszny. Aż tak źle nie było!

  • poznałam dużo nowych, cudownych ludzi,
  • zmieniłam pracę i od roku pracuje z pierwszą reprezentacją Polski oraz innymi kadrami narodowymi (bardzo cenne doświadczenie i miejsce, w którym zawsze chciałam być) ??
  • rok tańczę salsę?, która pomaga mi się odciąć od pracy i naładować baterie w ciągu tygodnia,
  • wkręciłam się w montaż wideo i zaliczyłam kilka naprawdę fajnych kursów ?
  • odhaczyłam sporo nowych stadionów na piłkarskiej mapie i poznałam ciekawych ludzi ze świata piłki ⚽
  • kilka znajomości totalnie mnie odmieniło jako człowieka i otworzyło oczy na wiele spraw, o których do tej pory nie miałam pojęcia.

Kursy online wdrożone na maksa w obecnym okresie, co by się nie zanudzić. ?

Trzymajcie się ciepło i nie dajcie się wirusowi! Jeszcze będzie pięknie! Po burzy ZAWSZE wychodzi słońce. ?

Liverpool – zwiedzanie stadionu Anfield Road

Anglia nie należy doi moich ulubionych miejsc, ale po raz pierwszy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Liverpoolu naprawdę warto zobaczyć. Piękne miasto i stadion Anfield Road, z którym akurat wtedy nie miałam najlepszych wspomnień ze względu na mecz w Lidze Mistrzów. Co trzeba wiedzieć przed wybraniem się na zwiedzanie stadionu Anfield Road?

1. Sprawdź dostępność stadionu

Niby oczywiste, ale wielu o tym zapomina. Stadiony nie zawsze są otwarte dla zwiedzających. Dzieje się tak np. w dniu meczowym, kiedy nie wszystkie miejsca są dostępne albo w przypadku remontów, które też się zdarzają (mnie się taki przytrafił np. na Parc des Princes w Paryżu). Na Anfield też niestety nie mogliśmy wejść wszędzie właśnie z powodu konserwatorskich prac.

2. Anfield Road – cena zwiedzania

Zwiedzanie stadionu Anfield Road + klubowego muzeum to około 20 funtów (aktualny cennik: https://stadiumtours.liverpoolfc.com/tours). Można też wybrać opcję bez muzeum, ale tego nie polecam, bo traci się naprawdę duuuużo. Większe kluby mają bardzo fajne, interaktywne muzea i tak też jest w przypadku Liverpoolu. Bilet możecie wcześniej kupić online na konkretną godzinę albo na miejscu. Ja kupowałam go w kasie, bo nie miałam pojęcia, o której dotrę na miejsce.

3. Odprawa bagażu

I z tym spotkałam się po raz pierwszy, ale to też może dlatego, że pierwszy raz zwiedzałam stadion z walizką (zaraz potem śmigałam na lotnisko). Dostaje się opaskę na każdy większy bagaż (walizka, torebka, plecak), ale ma się go cały czas ze sobą, co przy większej walizce na pewno nie jest zbyt wygodne. Także jeśli możecie, nie zabierajcie bagażu ze sobą. Nie widziałam opcji zostawienia go tam w jakiejś przechowalni, a jeśli jest, to na pewno dodatkowo płatna.

4. Po Anfield Road oprowadzi Cię przewodnik

I to kolejna nowość, której doświadczyłam na Anfield Road. Przy zakupie standardowej wycieczki od razu dostaje się przewodnika. Mnie trafił się mega sympatyczny gość, który najpierw opowiedział nam o najważniejszych miejscach na zewnątrz areny, a potem już na trybunach. Sam zresztą się przyznał, że jest zagorzałym fanem “The Reds” od dziecka, więc ciekawych smaczków nie brakowało.

Nie wiem, jak padł ten gol, bo tylko stałem i płakałem ze szczęścia

Przewodnik z Anfield Road o meczu z Barceloną w LM

A, że trafiłam na Anfield Road tuż po sensacyjnym wyeliminowaniu przez Liverpool Barcelony w Lidze Mistrzów, zaczęło się od pokazania słynnego już rzutu rożnego w wykonaniu Alexandra-Arnolda: https://www.youtube.com/watch?v=buoMlAshKXQ

5. Muzeum na Anfield Road

Chyba nic lepiej tego nie opisze niż zdjęcia 🙂 Ja za cel nr 1 postawiłam sobie znaleźć jak najwięcej fotek z naszym Jerzym Dudkiem, ale finalnie znalazłam ich tylko kilka przy okazji wspomnień z finału z AC Milan.

Ważne! Przewodnik nie oprowadza po muzeum. Tam już idzie się samemu.

6. Trybuna The Kop

Nie można nie wspomnieć o tym miejscu będąc na Anfield Road. Dobudowano ją do głównego stadionu w 1906 roku, jako nagrodę dla kibiców za zdobycie drugiego mistrzostwa Anglii. Przewodnik twierdził, że z niej najlepiej widać każde miejsce na boisku, a oglądając mecz po prostu płynie się razem z tłumem. Jej nazwę zaczerpnięto od małego wzgórza w Południowej Afryce – Spion Kop. W styczniu 1900 roku podczas wojny zginęło tam wielu żołnierzy z Liverpoolu.

Kmakówna na The Kop

Więcej zdjęć z Anfield Road

⤵⤵⤵

Kolejne marzenie spełnione – Arsenal na Emirates Stadium

Czekałam na ten dzień latami. Oglądając pierwszy raz ich mecz nawet nie przyszło mi do głowy, że kiedyś zobaczę Arsenal na żywo na Highbury, czy teraz Emirates Stadium. Prób było wiele. Pierwsza 6 lat temu, kiedy poleciałam do Londynu po raz pierwszy. Skończyło się na zwiedzaniu stadionu i zakupie szalika, który trochę czekał, zanim pierwszy raz zobaczył mecz The Gunners w akcji.

Arsenal, Thierry Henry, era Invincibles – od tego wszystko się zaczęło. Możliwe, że gdyby nie ten klub, wcale nie zainteresowałabym się piłką na tak dużą skal. Nie był to jedyny powód, ale jeden z wielu, możliwe, że ten jeden z ważniejszych…

Cieszyłam się jak małe dziecko, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Emirates Stadium. Pamiętam jak dziś, jak zaczęłam zwiedzanie i powiedziałam przyjaciółce, że wrócę za około godzinę, a wróciłam po trzech ??

Wtedy wyobrażałam sobie, jak to jest być tam na meczu…

Czekałam 6 lat zanim przekonałam się o tym na własnej skórze.

Znajomi, którzy też szli na mecz z Crystal Palace zaczęli się śmiać, kiedy zobaczyli mnie w szaliku. “Ooo, widzę, że tu dobra stylówka”. ?? Ich mina, kiedy powiedziała, że ten szalik został kupiony na tym stadionie 6 lat temu – BEZCENNA ??

Doping na trybunach i magiczne słowo „fuck”

Arsenal widziałam już wcześniej na żywo, ale na Camp Nou, nie Emirates, więc ciężko było oceniać atmosferę. Na stadionie w Londynie doping kibiców też hmmm… no ciężko go jakoś inaczej opisać niż standardowy. Brak zorganizowanego dopingu i kibice gości głośniejsi od gospodarzy. Jak się później dowiedziałam, podczas meczów Premier League, to podobno norma.

Oczywiście styl oglądania meczu w Anglii, a w Polsce to kompletnie inna bajka, nie tylko ze względu na poziom gry. Tam, podobnie jak i w Hiszpanii, ogląda się futbol zupełnie inaczej. Klaskanie po ładnych przechwytach, dobrym przyjęciu – tego na polskim stadionie raczej nie doświadczycie.

Arsenal vs Crystal Palace (2:2)

Co jednak może zaskakiwać to na pewno fakt, że w porównaniu do Polski w Anglii, a przynajmniej na Emirates zdecydowanie bardzie się… przeklina. Tylu użyć słowa „fuck”; fucking” etc. to dawno nie słyszałam ? Plus poznałam parę nowych obelg po angielsku, o których do tej pory nie miałam pojęcia. A że trafił mi się bardzo zagorzały kibic za plecami, to słyszałam je wszystkie BAAAAARDZO wyraźnie.

Sam mecz był bardzo emocjonujący nie tylko ze względu na grę, ale też wydarzenia jej towarzyszące. Wygwizdany były już kapitan Granit Xhaka, który podczas schodzeni z murawy krzyczał do kibiców „fuck off”, prawie bójka piłkarzy na koniec spotkania i… nieuznany gol po VARze. Pierwszy raz boleśnie i na żywo odczułam, jak mocno irytujący dla kibica może być ten system. Od euforii (był to gol na 3:2), po mega rozczarowanie.

Po prostu piękny <3

Na trybunach oczywiście prawie komplet. Nieważne czy to Crystal Palace, czy Bournemouth karnety na Arsenal wyprzedane na sezon do przodu.

Co do zachowania Xhaki to przyłączam się do tej grupy, która uważa, że zachował się bezsensownie. Gwizdy w jego kierunku może i niezrozumiałe, ale rzucanie koszulką i mówienie do swoich kibiców „fuck off” to zdecydowanie za dużo.

Dojazd na i ze stadionu

Jeśli chcecie wybrać transport publiczny, to mega zatłoczone metro i droga do metra w dzikim tłumie – norma. Z powrotem spędziłam w długiej kolejce do metra jakieś 15-20 minut. Wszystko bez żadnych nieprzyjemnych scen i w miarę płynnie, ale swoje trzeba odczekać.

Taka kolejeczka do metra…

Wejście na trybuny

Samo wejście na stadion – zero problemów i też bez tragicznych kolejek (pojawiłam się tam niecałą godzinę przed meczem). W przypadku posiadania większej torby czy plecaka trzeba się udać do osobnej kolejki przy wejściu, gdzie dostajesz pasek na torbę, żeby potwierdzić, że była sprawdzana.

Wniesienie wody czy jedzenia na stadion nie stanowi żadnego problemu. Miałam wodę i nikt nie kazał mi jej wyrzucać. Osobna kolejka do wejścia dla pań, bo tam są przeszukiwane przez kobitki, a nie panów.

Na mapce na bilecie znajdziecie pokolorowane sektory. Są one bardzo wyraźnie oznaczone. Wchodzisz do środka, szukasz swojego bloku i siedzenia. Nic skomplikowanego, a w razie czego zawsze możesz zapytać stewarda. Ten, którego ja poprosiłam o pomoc, bo nie chciało mi się krążyć po stadionie, miał nawet ze sobą specjalną książeczkę z całym planem areny.

***

Tak się akurat złożyło, że miałam miejsce obok trybuny prasowej. Oczywiście szukałam sobie wzorkiem Thierry’ego Henry’ego, mając nadzieję, że może robić coś dla telewizji. Już po meczu dowiedziałam się jednak, że był, ale spotkanie oglądał na trybunach. Najwyraźniej to jeszcze nie miał być ten dzień…

Tego miejsca nie mogłam ominąć!
Kolejka do zdjęć z tym panem 🙂

Jedziemy na EURO 2020! Mój pierwszy awans z reprezentacją Polski

Czwarte zgrupowanie kadry i pierwszy awans z reprezentacją Polski. Ten wieczór na długo zapadnie mi w pamięć, bo PIERWSZY RAZ było mi dane przeżywać coś takiego, będąc tak blisko kadry. Radość ogromna i już nie mogę doczekać się mistrzostw Europy!

Czy był stresik? Lekki zawsze jest, zwłaszcza, że w takich momentach u nas jest mocno intensywnie. Ale dla takich chwil się ciężko pracuje i walczy o swoje ?

Na trybunach miałam też osobistego paparazzi, który jakimś cudem wypatrzył mnie na murawie ??

Przyłapana na robocie ? Przepraszam za pikselozę, ale zdjęcie robione z górnych trybun ?
Jeszcze przed meczem 🙂 Fot. Paula Duda
Ta radość ???

Mistrzowska feta Manchesteru City i oferta pracy nie do odrzucenia

W życiu czegoś takiego nie widziałam ? Anglicy to naprawdę inny poziom imprezy, jeśli chodzi o piłkarskie fetowanie. Plastikowe kubki z piwem, które latają Ci nad głową + WSZYSCY śpiewający te same przyśpiewki w mocno wskazującym stanie. A to wszystko przez totalny przypadek, w drodze na powrotny autobus. Z kibicami Manchesteru City zdecydowanie się polubiliśmy i nawet trafiła mi się bardzo ciekawa oferta pracy ?

W Manchesterze wylądowałam dokładnie w dniu, kiedy ważyły się losy mistrzostwa Anglii w sezonie 2018/2019. The Citizens grali na wyjeździe, więc opcja meczu odpadła (grający z Cardiff Manchester United też specjalnie nie zachęcał ?). Szybko jednak dowiedziałam się, że kibice The Citizens będą oglądać mecz na telebimie przed stadionem.

Poszłam kupić bilet o godz. 13 i w kasie zobaczyłam oczywiście:

“Sold out”.

W każdym okienku “sold out”

Trochę było mi przykro, że nie zdążyłam, ale narzekać nie lubię, więc poszłam zwiedzać miasto, czytaj -> zobaczyć Old Trafford. “Czerwone Diabły” grały akurat mecz ze wspomnianym Cardiff, więc poczułam chociaż trochę meczowej otoczki w tym miejscu, chociaż taksówkarz mi powiedział, że to jest nic w porównaniu z innymi meczami.

Meczowy klimat na Old Trafford

Cel nr 1 i tak wciąż czekał. Oczywiście stwierdziłam, że wrócę na Etihad Stadium i będę oglądać końcówkę meczu zza barierek oddzielających kibiców z telebimem. Czekając na Ubera zauważyłam, że do pobliskiego baru podchodzili nawet bezdomni i pytali o wynik meczu ? W taksówce meczyk też był grany ofc ?

Ale muszę przyznać, że klimat pod stadionem trochę mnie zawiódł. Jak na takie wydarzenia, to ludzi było naprawdę mało. Może rzeczywiście Manchester City do tej pory nie miał tam zbyt wielu fanów ? Okazało się jednak, że dużo lepszy klimat jest gdzie indziej…

Trafiłam tam przez totalny przypadek, będąc w zasadzie już w drodze na powrotny autobus. Usłyszałam jedną wielką imprezę i śpiewy, więc oczywiście weszłam do środka pubu, który okazał się być klubowym Manchesteru City.

W środku totalny odlot! Śpiewy, tańce i duuuuuużo piwa ? Dostałam nawet ofertę pracy za barem, bo pan stwierdził, że dzięki mnie na pewno wzrosła by im sprzedaż piwa, także było naprawdę śmiesznie. Tam zdecydowanie dało się poczuć klimat angielskiej piłki i święta na miarę zdobycia mistrzostwa Anglii. Poza tym nikt nie miał problemu, że jakiś no name z ulicy czyt. ja, wszedł w środek ich świętowania i jedynie co umiał zaintonować “oooo ooooo” ?

Totalne szaleństwo 🙂

Ten pan proponował mi pracę haha

 

Mordka się mi cieszyła ?

A samo Etihad Stadium to bez wątpienia jeden z ładniejszych stadionów, jakie widziałam do tej pory. Zresztą zobaczcie sami:

Etihad Stadium

 

I jeszcze trochę Old Trafford:

Old Trafford

Trybuna Sir Alexa Fergusona

Nigdy nie ogarnę, czemu oni na tych koniach tam pilnują 😛

Złapałam kibiców z Szanghaju 🙂